pl

Fedflacja

11 cze 2021 Autor: Adam Fuchs

Obecny kryzys pandemiczny i gospodarczy niesie ze sobą ciekawe odkrycia. Czy to w medycynie, czy też w naukach społecznych bądź psychologii, ale również na rynkach finansowych. Okazuje się, że wydarzenia uważane za istotne mogą być ignorowane, ponieważ ważniejsze od nich jest przekonanie inwestorów w niezbywalne prawo do ultraluźnej polityki monetarnej.

Frankfurt – wulkan emocji

Czwartek miał być kluczowym dniem tygodnia, który zdecyduje o ukierunkowaniu rynków. To prawda, że po wczorajszym posiedzeniu EBC praktycznie nikt za dużo się nie spodziewał. Szczerze powiedziawszy to do oglądania konferencji po spotkaniu europejskich monetarnych decydentów najlepiej zaopatrzyć się w mocną kawę. Stopy pozostały bez zmian (całkiem niedawno świętowaliśmy już 5 rocznicę tej „stabilności”), a jakakolwiek dyskusja o weryfikacji PEPP (interwencyjny skup aktywów w wykonaniu EBC) będzie możliwa dopiero we wrześniu. I cyk, spotkanko odhaczone, można rozejść się do domów. Zgodnie z chórem banków centralnych dobicie do celu inflacyjnego bądź jego przekroczenie nie jest problemem, ponieważ jest przejściowe i średnioterminowo nie ma zagrożenia dla stabilności cen. Jedyny ciekawy fragment dotyczył weryfikacji wzwyż prognoz gospodarczych dla strefy euro, która ma odbić wyraźniej dzięki odmrażaniu kolejnych sektorów. O ile nie nadejdzie kolejna fala epidemii, której nie można wciąż wykluczyć z powodu zbyt wolnego tempa szczepień w kontekście nowych wariantów koronawirusa.

Inflacja może mieć na cokolwiek wpływ? Co? Nie, skąd ten pomysł?

A skoro nie EBC, to w centrum uwagi musiały znaleźć się inflacyjne odczyty zza oceanu. Tylko właśnie, czy na pewno musiały? Wszyscy przecież zdawali sobie sprawę, że będzie to kontynuacja trendu, który kieruje dynamikę cen na poziomy niewidziane od wielu lat. Nawet przebicie prognoz nie wywołało zatrwożenia, ponieważ już od początku tygodnia wielu analityków twierdziło, że oczekiwania mówiące o wskaźniku CPI wynoszącym rok do roku 4,7% są niedoszacowane i powinniśmy spodziewać się dotarcia do 5%. Rzeczywiście właśnie tyle zobaczyliśmy, ale kto by się tam przejmował najwyższym wynikiem od 2008 roku, skoro inflacja ma przejściowy charakter, a w ogóle to odpowiedzialne za niego są w dużej mierze czynniki pozostające poza kontrolą, jak choćby zwyżki cen ropy, które rok temu dołowały. Gorzej, że bazowe CPI (czyli oczyszczone z kosztów energii i żywności) także pokonało konsensus rynkowy i wykazało 3,8% rdr. W tym przypadku jest jeszcze lepiej, bo coś takiego Amerykanie ostatni raz widzieli w 1992 roku! Ale kto tam by się tym przejmował, skoro wyższa inflacja ma przejściowy charakter, a najważniejsza jest dalsza nieograniczona stymulacja. Stymulacja, która doprowadza do paradoksów. Operacje reverse repo w wykonaniu Fed, sięgające już nawet pół biliona USD, a które miały zapewnić płynność na rynku, powodują zdecydowaną nadpłynność. A inwestorzy instytucjonalni nie są w stanie schować swoich środków do skarpety, muszą coś z nimi robić, więc kupują np. obligacje USA. W ten sposób mamy inflację na wieloletnich szczytach, a przy tym rentowności amerykańskich 10-latek przy 1,45%, czyli najniższych poziomach od 4 miesięcy. Jak długo można utrzymywać ten idylliczny i wymykający się logice stan rzeczy?

Wiara przenosi góry

Tak długo, jak wszyscy uczestnicy tej gry pragną wierzyć w jej obecne zasady. Bankierzy centralni, na czele z Fed, zdają się nad wyraz skuteczni w przekonywaniu większości inwestorów, że nie zamierzają wykonywać żadnych ruchów, które mogłyby zakłócić ich optymizm. Na pewno nie podwyższać stóp procentowych, a i o taperingu to nie ma jeszcze nawet co myśleć. Rynek kapitałowy nie pyta, on korzysta. Nowojorski indeks S&P 500 osiągnął wczoraj nowe szczyty. Europa jest spokojniejsza, ale w piątek po południu tylko z drobnymi wyjątkami (np. GPW) prawie cała świeci się na zielono. Zawahanie jest jednak dziś dostrzegalne na rynku walutowym. Umacnia się dolar amerykański, a para EUR/USD zawędrowała w pobliże 1,212 $, od którego na razie się odbiła. Ma to swoje natychmiastowe przełożenie na już i tak poobijanego w ostatnich dniach (w kontekście efektu posiedzenia RPP) polskiego złotego. Jednak dopiero wybicie maksimów z tego lub poprzedniego tygodnia będzie wyraźnym sygnałem w kierunku trwalszego osłabienia rodzimej waluty. Przed godz. 15. kurs euro balansuje na 4,47 zł, kurs dolara utrzymuje się powyżej 3,68 zł, kurs franka nie ma daleko do 4,11 zł, a kurs funta przebił 5,21 zł.


Przedstawione, w dystrybuowanych przez serwis raportach, poglądy, oceny i wnioski są wyrazem osobistych poglądów autorów i nie mają charakteru rekomendacji autora lub serwisu walutomat.pl do nabycia lub zbycia albo powstrzymania się od dokonania transakcji w odniesieniu do jakichkolwiek walut lub papierów wartościowych. Poglądy te jak i inne treści raportów nie stanowią „rekomendacji” lub „doradztwa” w rozumieniu ustawy z dnia 29 lipca 2005 o obrocie instrumentami finansowymi. Wyłączną odpowiedzialność za decyzje inwestycyjne, podjęte lub zaniechane na podstawie komentarza, raportu lub z wykorzystaniem wniosków w nim zawartych, ponosi inwestor. Autorzy serwisu są również właścicielem majątkowych praw autorskich do treści. Zabronione jest kopiowanie, przedrukowywanie, udostępnianie osobom trzecim i rozpowszechnianie treści w całości lub we fragmentach bez zgody autorów serwisu. Zgodę taką można uzyskać pisząc na adres kontakt@walutomat.pl.

Zobacz także


Komentarz walutowy

Złoty podąża za dolarem
Dawid Górny

Komentarz walutowy

Bank Japonii może zostać zmuszony do działania
Krzysztof Pawlak

Komentarz walutowy

Rysy na pozytywnym spojrzeniu na złotego
Krzysztof Pawlak